Dawać nadzieję innym


Ostatni czas jest dla nas czasem, w którym zostaliśmy postawieni w rzeczywistości, która ogranicza w jakiś sposób nie tylko naszą wolność, ale też może pozostawić skutki, które wycisną długotrwały ślad w naszym życiu. Podstawowe pytanie, które powinniśmy sobie zadać to czy dobrze przeżyliśmy czas odosobnienia, a może go straciliśmy, bo może ten czas był nam dany po to, byśmy na nowo odnaleźli drogę do Boga, do siebie samych, do drugiego człowieka? Każdy z nas przeżywał ten czas narodowej kwarantanny w różny sposób.
U jednych zrodził się lęk wywołany obawą przed zarażeniem koronawirusem i być może śmiercią, u innych wyszły na światło dzienne rzeczy, które skrupulatnie zostały zakopane lub zamiecione pod dywan, przez co musieliśmy się zmierzyć sami z sobą. Jednak są i tacy, którzy ten czas potrafili wykorzystać pozytywnie na maksa, skupiając się nie tylko na samych sobie, ale też na drugim człowieku. Tyle słyszeliśmy o pomocy wzajemnej, robienie zakupów itd.
Wielu ludzi zostało zatrzymanych w gonitwie za pieniędzmi, zatrzymanych w drodze po sukces, po więcej i więcej. Znaleźli się też tacy, dla których był to czas na odnowienie więzi rodzinnych, bo w końcu był to czas dla rodziny. Byli też tacy, którzy skupili się na swojej relacji z Bogiem, Tym który jak się nie raz okazało, stał się dodatkiem w życiu zamiast być na pierwszym miejscu.
Jak wielu ludzi tak wiele doświadczeń tego czasu, który zmienił tak naprawdę wszystko. Okazało się, że możemy obyć się bez codziennych zakupów w galeriach, bez dyskotek, bez pracy, nawet jeśli wielu obawiało się o pracę lub niestety stracili swoją pracę.
Każdy czas jest nam dany po coś. Kwestia tylko tego, jak go wykorzystamy? Czy go stracimy, czy może dzięki temu, że zostaliśmy zmuszeni do pozostania w domu, niebawem okaże się, że był to czas błogosławiony. Dzięki temu doświadczeniu izolacji domowej, w ludziach zrodziło się masę pozytywnych emocji, uczuć. Pomagali sobie wzajemnie i robią to nadal, bo chociaż piszę w czasie przeszłym, to pandemia trwa nadal, chociaż mamy trochę więcej poluzowań.
Dla ludzi wierzących, trudne do przyjęcia było to, że nie można pójść do Kościoła, że w tym roku Święta Wielkanocne, Triduum Paschalne było bez wiernych… Wielu z nas bardzo cierpiało z tego powodu. Jednak cóż mogliśmy zrobić? Narazić siebie, naszych bliskich a w największym rygorze nie przestrzegać zarządzeń, które były nakładane na nas, dla naszego dobra? Czyż Pan Jezus nie mówił, że posłuszeństwo jest najważniejsze? Przypomnijcie sobie słowa skierowane do s. Faustyny. A z drugiej strony, czyż Pan Jezus sam nie był posłuszny idąc na Krzyż, z miłości do nas?
Ten czas był też bardzo trudnym czasem dla mnie. Nie tylko jako dla chrześcijanki, ale też osoby konsekrowanej. Starałam się dobrze wykorzystać czas na więcej modlitwy, na czytanie książek itd. Jednak to czego mi najbardziej brakowało to możliwości spowiedzi, Eucharystii, Komunii Świętej, spotkań z najbliższą rodziną czy Przyjaciółmi. Po części czułam się jak w więzieniu… to chyba był dla mnie jeden z najtrudniejszych czasów, kiedy uświadomiłam sobie, że dłużej tak nie mogę, że jeśli Pan Bóg mi nie pomoże to nie dam rady… Czułam się naprawdę, jakby mnie ktoś zamknął i odciął od Tego, który jest dla mnie wszystkim. Jednak modlitwa zrobiła swoje a raczej Pan Jezus wysłuchał moich próśb, błagań i wiedział, że dłużej nie dam rady… No i nadszedł dzień, po 3 miesiącach bez Pana Jezusa, moment spowiedzi i przyjęcia Komunii Świętej… Łzy leciały mi ze szczęścia, nie byłam w stanie powiedzieć słowa, ale był to dla mnie najpiękniejszy moment… Tak bardzo za Nim tęskniłam…

Dlaczego piszę o tym wszystkim i to tak bardzo osobiście? Już odpowiadam. Wspomniałam wcześniej, że dużo czytałam i odkryłam książkę nie tylko odpowiednią na ten czas, ale dającą wiele i tak naprawdę ukazującą właśnie jak można żyć, będąc pozbawionym wolności. Jak można nie zmarnować swojego życia, kiedy wydaje się nam, że nie jesteśmy w stanie nic zrobić.
Książkę „Niebo w kolorze popiołu” napisała s. Benedykta Karolina Baumann OP – (dominikanka). Jest to historia Błogosławionej siostry Julii Rodzińskiej, która swoim życiem pokazała i wiem, że dzięki tej książce będzie nadal pokazywać, że „przebaczenie i współczucie jest realne w każdych warunkach. I wiedziała ona o tym, że warto zapłacić za to nawet największą cenę”. (cyt. z tylnej okładki książki). 
W czasie pandemii bombardowani byliśmy wiadomościami o tym, co działo się na całym świecie, ile jest zachorowań, ile osób zmarło… trudne do przyjęcia były wiadomości, kiedy słyszeliśmy, że we Włoszech lekarze muszą wybierać kogo ratować, czy że pacjenci odchodzą bez sakramentów. Jak w tym wszystkim znaleźć nadzieję, a co dopiero dawać nadzieję innym?
Pewnie nie jeden z nas zadawał sobie pytanie: dlaczego Pan Bóg na to pozwala? Czemu milczy? Czemu nie uczyni jakiegoś cudu? To było teraz a bł. S. Julia żyła w czasie II wojny światowej, kiedy te pytania były również zadawane, ale w innej rzeczywistości. W tamtym czasie zaczęły się prześladowania Żydów, ale nie tylko ich, nie wolno było się modlić…a Siostry Dominikanki prowadziły sierociniec. Życie tej Siostry od samego początku było naznaczone cierpieniem, gdyż była sierotą, która wychowała się u Sióstr Dominikanek. Później to ona sama zajmowała się sierotami z ulicy. Do czasu… aż sama została wywieziona do obozu, gdzie oddała swoje życie. Miała chwile zwątpienia, kiedy sił brakowało, ale zawsze Pan Bóg stawiał jej kogoś, kto przywracał nadzieję i przypominał o tym, że jeśli ona straci nadzieję, to kto będzie dawał nadzieję innym? W najtrudniejszych dla niej momentach przypominała sobie słowa swojego spowiednika, który mówił: „Pamiętaj, moje dziecko, musisz dawać nadzieję ludziom, do których posyła Cię Bóg. Nawet jeśli byłoby Ci bardzo źle. Zawsze znajdą się bardziej głodni od Ciebie”[1].
Więźniarki z nią osadzone potrzebowały właśnie tej nadziei, którą ona miała, bo „żadne miejsce nie jest straszne, jeśli mamy w sercu Boga. Światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła”.[2]
Pomagała innym, jak potrafiła. Modliła się wbrew zakazom, ryzykując życie, zorganizowała Mszę Świętą w obozie, ale z drugiej strony jak wiele istnień uratowała, nie tylko w sposób fizyczny, ale też duchowy. W tej książce poruszyło mnie wiele, ale chciałabym się skupić na dwóch wątkach, które są bardzo bliskie mojemu sercu i tego kim jestem, ale też myślę, że są ważne dla wszystkich tych, którzy cierpią, jak i tych, którzy są spadkobiercami charyzmatu Bł. Luigiego Novarese i starają się ukazać wartość cierpienia.
S. Julia dzięki swojej niesamowitej wierze czerpała siły, by przetrwać wojnę, obóz a jednocześnie służyć drugiemu człowiekowi. Nasz Błogosławiony Luigi Novarese tak mówił: „trzeba nam wierzyć, wierzyć z całego serca, wierzyć w momentach szczególnego zaangażowania i wierzyć w godzinach opuszczenia i trudu, które wydają się wręcz pozbawione nadziei.
Czy skrzydła miłości i ofiary są zarezerwowane tylko dla orłów? Nie, jest to zwykła droga, którą widzimy bardzo jasno, a którą powinniśmy podążać bez lęku, bez oglądania się do tyłu, pewni mocy Chrystusowego Krzyża, z którym złączony jest i nasz krzyż.” Dlatego bez wiary nie jesteśmy w stanie przetrwać najtrudniejszego czasu. Czyż dla niektórych z nas, takim trudnym czasem nie była przymusowa kwarantanna narodowa i ograniczenia za tym idące? Czyż nie było nam trudno żyć bez źródła życia, jakim jest Eucharystia? Spotkania z drugim człowiekiem? Jednak to właśnie dzięki tej wierze wytrwaliśmy i przyjmowaliśmy wolę Bożą, która być może była trudna do przyjęcia. Jednak co się nie robi z miłości, z miłości do Boga. „Bądź wola Twoja”.
Z pewnością w wielu sytuacjach cierpienia, trudnych sytuacji nie jesteśmy w stanie odnaleźć odpowiednich słów, kiedy np. koronawirus zabierał kogoś, kto być może był nam bliski… „jednak jest taki jeden rodzaj bólu, wobec którego można tylko zamilknąć[3] a ja dodałabym i się modlić. „Bardzo często jesteśmy bezradni wobec zła. I możemy oddać Bogu tylko tę naszą bezradność…[4]. Choroba zawsze jest czymś złym i często czujemy się bezradni widząc jak ktoś cierpi lub sami tego cierpienia doświadczamy. Także w aktualnej sytuacji nie mamy wpływu na to, czy na 100% ochronimy się przed chorobą, ale jestem pewna jednego. Dopóki będziemy się modlić, dopóki będziemy ufać Bogu i wierzyć w to, że On z każdego zła potrafi wyprowadzić dobro, to damy radę to wszystko przetrwać i zyskamy bardzo wiele.
Siostra Julia ostatnie dni w obozie spędziła na pomocy osobom chorym na tyfus, sama nim się zarażając i z jego powodu umierając. Jednak to, co mnie uderzyło to, niesamowite świadectwo życia w całkowitej jedności z Bogiem, który zabierał jej strach i dawał poczucie wolności wewnętrznej, której nikt nie mógł jej zabrać. Sama Niemka, która była jej Kapo po zobaczeniu jej zwłok i wyrazu twarzy, pomyślała sobie, że tylko ona była tutaj naprawdę wolna.
Bł. S. Julia doświadczyła również niesamowitej tęsknoty za Panem. Przez przeszło rok czasu nie przyjmowała Pana Jezusa, nie spowiadała się, nie uczestniczyła w Eucharystii. W dniu, kiedy przyjęła Pana Jezusa, będąc w obozie, jak sama mówiła, czuła się jak dziewczynka przyjmująca Pana Jezusa w czasie Pierwszej Komunii Świętej. Niejednokrotnie mówiła Panu Jezusowi jak bardzo tęskni za Nim, jak bardzo umiera bez Najświętszej Ofiary…. W takich momentach słyszała wewnątrz głos, który mówił do niej: „Dopóki tęsknisz, Twoja dusza Żyje”.

Tak bardzo ją rozumiałam… choć moja tęsknota była krótsza w związku z pandemią, to wiem, jak się czułam i czuję przyjmując teraz Pana Jezusa. Jednak ta tęsknota pokazała mi, że kocham i że nie wyobrażam sobie życia bez sakramentów a dzięki temu, bez Pana Jezusa.
Dla mnie, lektura tej książki to swoisty rachunek sumienia… nie raz się wzruszyłam, ale było to dobre wzruszenie i wiecie co? Chciałabym tak jak s. Julia usłyszeć przed samą śmiercią, ten Jedyny głos, który mówi: „Zostaw to. Pójdź za Mną…Jesteś pyłkiem tańczącym w świetle”[5].
Bardzo serdecznie polecam Wam lekturę książki „Niebo w kolorze popiołu”, bo pozwala na nowo odkryć piękny świat wiary a też pokazuje, jak żyć, kiedy wydaje się nam, że życie nas przerasta. Pamiętajcie o tym, że „Bóg jest przy nas zawsze. A najbardziej w tym, co nas przerasta”.[6]

s. Beata Dyko SOdC



[1] „Niebo w kolorze popiołu”, s. Benedykta Karolina Baumann OP, str. 78
[2] Jw. str. 79
[3] Jw. str.295
[4] J.w.str.473
[5] Jw. str.609
[6] Jw. str.302

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pamiętnik chorej dziewczynki

Mądrość życiowa osób starszych

Dobry humor i wygodne buty

Jak otwarte okno...

Święto radości już za nami