Boże narodzenie a może Nasze Odrodzenie?


„Ten sam Jezus jest dzisiaj obecny we wszystkich, których nikt nie potrzebuje, którzy do niczego nie są przydatni, których się nie leczy, którzy są głodni, nadzy i nie mają domu… Udzielcie dachu nad głową bezdomnemu Chrystusowi i przemieńcie domowe ognisko na dom pokoju, radości i miłości, troszcząc się o każdego spośród waszej rodziny lub po prostu o bliźnich”. (św. Matka Teresa z Kalkuty)
Tak, tak. Nie odbiegam od normy. Czas przedświąteczny zaczął się również dla mnie. Jednak muszę pamiętać o tym, że Boże Narodzenie to nie jest tylko jedna noc w roku. Każdego dnia Bóg przychodzi do nas, tylko pytanie, czy Go dostrzegam? Czy potrafię Go zobaczyć w drugim człowieku? Czy wtedy Jezus rodzi się ponownie w moim sercu?
Te pytania stawiam sobie coraz częściej, zwłaszcza, że dookoła mnie dzieje się tak wiele… dobra i zła. Staram się nie ulec temu, co wszyscy, czyli osądzaniu, stawianiu diagnoz, szukania odpowiedzi za wszelką cenę: dlaczego dzieje się to, czy tamto, udzielaniu dobrych rad…  Moja myśl dziś biegnie do śp. Bartka. Wszyscy o nim mówią, piszą…stał się dla nas bohaterem. Chciałabym by tak było, ale… sama czytałam godzinę temu na jednym z portali komentarz pod tekstem, że zostanie pośmiertnie odznaczony, te słowa: „dlaczego Polska to robi, skoro żył i mieszkał w Strasburgu?” Jak dla mnie pytanie nie na miejscu. Przecież śp. Bartek był Polakiem a tam tylko pracował jak wielu naszych rodaków. Czy to w jakiś sposób przeszkadza, aby uhonorować go za to, że chciał ratować innych? Czy to nie jest postawa godna naśladowania? Łatwiej nam w takiej sytuacji uciec ratując swoje życie i mieć gdzieś drugiego człowieka. Być egoistą. Bartek pokazał nam, że można nim nie być, że można przedłożyć swoje życie nad życie drugiego człowieka.
Cieszę się, że Prezydent postanowił w ten sposób uhonorować tego, który oddał swoje życie ratując inne. Czytając tego typu komentarze dochodzę do wniosku, że naprawdę źle się dzieje z nami, ludźmi, jeśli nie potrafimy nawet uszanować kogoś po śmierci. Ludzie! Obudźcie się!!!
Przecież jesteśmy w czasie Bożonarodzeniowym. Tak pięknym, tak wyjątkowym. Jeżeli tak uroczyście obchodzimy narodzenie Jezusa, czynimy to dlatego, aby dać świadectwo, że każdy człowiek jest kimś jedynym i niepowtarzalnym”. (św. Jan Paweł II)
Dlatego dziękujmy Bogu, że są wśród nas tacy ludzie jak Bartek, którzy nie patrząc na nic, rzucają się na terrorystę wraz z kolegą, aby uratować innych a pamiętajcie, że „Kto ratuje jednego człowieka, ratuje cały świat”.
Tak. Pan Jezus przychodzi do nas… tak naprawdę przyszedł On do nas już kilka tysięcy lat temu a co my robimy z tymi świętami? Do czego przykładamy wagę? Co jest najważniejsze? Zakupy? Prezenty? Stoły uginające się od jedzenia? Piękna choinka? Owszem to też jest ważne, ale…. Dlaczego o tym piszę? Tu znów dzięki internetowi. W listopadzie poznałam dwie osoby z Kolumbii. Mam też te osoby na Facebooku. Wczoraj zobaczyłam zdjęcia u Maurizio, które skłoniły mnie do refleksji. Zobaczyłam dzieci siedzące przy szopce – bo była odmawiana nowenna przed Bożym Narodzeniem. Tylko jakie dzieci? Jaka szopka? Najbardziej uboga…a jednocześnie najpiękniejsza.
To właśnie ten widok skłonił mnie do myślenia. Jak pisał ks. Jan Twardowski: „I pomyśl, jakie to dziwne, że Bóg miał lata dziecinne, matkę, osiołka, Betlejem”. Patrząc na te dzieci pomyślałam sobie, że właśnie Jezus był takim dzieckiem bezbronnym i radosnym. Patrząc na szopkę - Jezus urodził się właśnie w takim miejscu. Prostym, ubogim i na odludziu. „Boże Narodzenie. Nie widzę nic śmiesznego w tym, że ustawiasz Szopkę wśród tekturowych pagórków, a wokół niej umieszczasz naiwne figurki z gliny. Nigdy nie wydałeś mi się bardziej męski niż w owej chwili, gdy jesteś jak dziecko”. (św. Josemaría Escrivá de Balaguer)
W Kolumbii ludzie są szczęśliwsi, pomimo tego, że mają sytuację bardzo trudną i żyją w ubóstwie, bo wiedzą, co jest najważniejsze i najcenniejsze. Bycie razem, miłość, radość… przecież Jezus to miłość i to w Boże Narodzenie właśnie narodzi się Miłość. Owszem mają oni też prezenty, ale cieszą się z bycia razem. To widać na tych zdjęciach.
A my? Europo? Jak to z nami jest? Potrafimy tylko myśleć o tym, by mieć jak najbardziej wystawne święta? A gdzie w tym wszystkim jest chwila zatrzymania się nad tym, że właśnie obchodzimy wspomnienie Narodzenia Pańskiego? Skoro potrafimy nawet mieć pretensje do Prezydenta, że uhonorował śp. Bartka? Skoro nie potrafimy zatrzymać się przy ubogim, bo mamy swoje wyobrażenia o nim…lub mówimy, że znamy jego historię i nie zasługuje na naszą pomoc itd. Ludzie! Opamiętajcie się!!! Myśląc tylko o sobie daleko nie zajdziecie. Jesteśmy stworzeni do Miłości, ale nie do Miłości egoistycznej tylko do miłości bezwarunkowej. Mamy Kochać, bo ktoś kiedyś
pierwszy nas Ukochał.
Nawet jeśli jesteś niewierzący to nie znaczy, że nie masz szanować drugiego człowieka, nie masz być dla niego dobry czy masz myśleć tylko o sobie. Na moje szczęście znam też ludzi niewierzących, którzy są dobrymi ludźmi i robią wiele dla innych, ale przeraża mnie fakt, że są w mniejszości… Jednak to właśnie im dziś mówię: Odwagi. Postępujcie tak dalej. Pamiętajcie, że w życiu wszystko wraca. Jeśli jesteś dobry, to dobro wraca do Ciebie i to 2 razy większe. To samo się tyczy zła.
Na koniec tego mojego wpisu chciałabym zamieścić tekst, który daje nam do myślenia i proszę Was. Nie przegapcie tych najpiękniejszych świąt w naszym kalendarzu. Nie przegapcie Tego, który chce narodzić się w Waszych sercach i chce obdarzyć każdego i każdą z Was swoją Miłością. Tego Wam życzę z całego mojego serca.
"Kiedy pojawiły się samochody, ludzie pomyśleli:
- Dzięki nim szybciej dostaniemy się na miejsce i będziemy mieli więcej czasu dla siebie.
Ale kiedy już przyjechali przyszło im do głowy:
- Przecież jadąc tak szybko, możemy zajechać o wiele dalej. Wsiedli ponownie i zajechali o wiele, wiele dalej i tak późno, że ledwo zdążyli na ostatnią chwilę. Mieli teraz dla siebie o wiele mniej czasu, a i ten przeznaczali na planowanie następnego wyjazdu.
Kiedy pojawiła się telewizja, ludzie pomyśleli:
- Będziemy mogli wspólnie oglądać historie, które dotychczas czytaliśmy w pojedynkę.
Ale kiedy usiedli w fotelach już nie chciało się im rozmawiać. Każdy kupił sobie własny telewizor i tylko podczas kolacji raz na jakiś czas wybuchała kłótnia o to, kto powinien trzymać pilota.
Kiedy pojawił się komputer ludzie pomyśleli:
- Ile rzeczy będziemy mogli zrobić dzięki niemu! Dzieci będą się z nim uczyć, dorośli pracować, będziemy się przy nim bawić i komunikować ze wszystkimi ludźmi na świecie!
Ale kiedy zatopili umysły w ekranie monitora nie potrafili odnaleźć drogi z powrotem. Dzieci zamieszkały w świecie gier, nastolatkom uszy zrosły się ze słuchawkami, przyjaciół zastąpiły nicki, a emocje dwukropek z nawiasem raz w jedną stronę, raz w drugą.
Zamiast coraz lepiej, ludziom zaczęło się żyć coraz gorzej. W końcu najmądrzejsi doszli do przerażającego wniosku:
- Rzeczy żyją! Fortelem i podstępem zawładnęły naszymi duszami i umysłami. Miały nam służyć a stały się naszymi panami.
I ludzie podnieśli bunt. Odkurzyli rowery, wyrzucili piloty, wyłączyli komputery. Zaczęli rozmawiać z dziećmi, poszli na spacer, rozegrali partię szachów na prawdziwej szachownicy, pomogli sprzątać babci, zauważyli przyjaciół, odkryli uczucia i czas wolny. Zaczęli żyć na nowo.
A jeśli happy endu nie było? A jeśli już na zawsze zostali niewolnikami coraz nowszych modeli, coraz nowszych wersji wirtualnego Egiptu? A jeśli to tylko kolejny etap gry sprawnościowej pt. „Prawdziwe życie”? ks. Andrzej Godyń



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pamiętnik chorej dziewczynki

Mądrość życiowa osób starszych

Dobry humor i wygodne buty

Jak otwarte okno...

Święto radości już za nami