Wszystko w życiu ma swój pierwszy raz
"Życie pojedynczego człowieka znaczy coś
tylko wtedy, jeśli dzięki niemu życie każdej żywej istoty staje się bardziej
godne i piękne. Życie stanowi świętość, to znaczy jest wartością nadrzędną,
której wszelkie inne wartości są podporządkowane.” Albert Einstein
Niejednokrotnie słyszałam, że w życiu
zawsze musi być ten pierwszy raz. Wiele tych pierwszych razy było w moim życiu,
ale skoro człowiek uczy się całe życie to zawsze musi być ten pierwszy raz.
Skąd taki początek? A stąd, że już rok czasu minął od momentu, kiedy wróciłam z Włoch,gdzie byłam przez 7 miesięcy, w jednym z naszych domów wspólnoty Cichych Pracowników Krzyża. Piękny czas...nawet bardzo.
Powiem Wam, że to właśnie ta wspólnota 10 lat temu przyjęła mnie, kiedy
przyleciałam do Włoch aby zacząć mój czas formacji. Momentami miałam wrażenie,
że czas zatoczył koło. Co prawda kilka sióstr się tam zmieniło, jednak
większość to Ci sami ludzie, co 10 lat temu.
Był to czas powrotu do korzeni,
zastanowienia się nad wieloma sprawami i nabrania sił, ale też dystansu do
wielu innych rzeczy.
Po namowie mojego przyjaciela
zdecydowałam się podzielić z Wami jednym doświadczeniem, które należy do tych
właśnie typu: pierwszy raz.
Jeden z naszych księży, złamał sobie
kość udową i niestety na skutek tego złamania i upadku musiał trafić do
szpitala. Oczywiście sprawa nie była i w dalszym ciągu nie jest prosta, ale ks.
Antonio przeszedł zabieg i znajdował się w szpitalu rehabilitacyjnym,
jednak jego stan zdrowia opóźniał całą rehabilitację ponieważ od 14 lat
poddawany był dializom, co dodatkowo osłabiło jego organizm. Dodam, że ks.
Antonio miał wtedy 86 lat. Dlaczego o tym piszę? Chciałabym ukazać coś co wydaje mi się jest bardzo ważne a na co
zwyczajnie chciałabym zwrócić uwagę, bo sama ostatnio o tym myślałam. Ks.
Tonino (bo tak na niego mówiliśmy) od momentu, w którym trafił do szpitala
potrzebował tego, aby przy nim była druga osoba, bo trzeba podać posiłek, wodę
itd. Dzieliliśmy się na tury i każdy jeździł na kilka godzin do niego, nie
wyłączając mojej osoby. Muszę się Wam przyznać, że jak jechałam pierwszy raz,
to we mnie był lęk, że sobie nie poradzę itd., bo jak ja? Osoba z
niepełnosprawnością? W takich sytuacjach wychodzą z nas nasze lęki, obawy czy
rzeczy, które tkwią gdzieś głęboko ukryte aby wyjść w najmniej oczekiwanym
momencie.
Jednak pojechałam na mój pierwszy
obiad z ks. Tonino. Jechałam z entuzjazmem, ale też jakimiś obawami – jak już
wspomniałam wcześniej. Przyszłam i obiad już był przywieziony więc była kwestia
nakarmienia księdza. Cóż....jak trzeba to trzeba. Najpierw pierwsze - czyli makaron. Ks. Tonino leżał więc
praktycznie po jednym makaroniku karmiłam go. W pewnym momencie zdałam sobie
sprawę, że to nic strasznego. Po prostu, jakbym karmiła małe dziecko, a że
nieraz karmiłam dzieci mojej siostry to i lęk odszedł. Tak więc po obiedzie
mogłam powiedzieć, że mój pierwszy raz karmienia kogoś starszego mam zaliczony.
Będąc osłabionym obiad trwał dosyć długo, ks.Tonino zmęczył się i po obiedzie
usnął. Siedząc przy jego łóżku miałam czas na przemyślenia. Przede wszystkim
pomyślałam sobie, że jakie to musi być upokarzające. Bycie zależnym od drugiej
osoby. On kapłan...człowiek. Całe życie samowystarczalny.... Nakarmienie to
najmniejszy problem, ale czynności higieniczne, które wykonują pielęgniarze,
czy nieposiadanie możliwości nawet napicia się wody bez pomocy drugiej osoby...
. Z drugiej strony pomyślałam, że to działa w dwie strony, bo jak dla osoby,
która wymaga opieki tak i dla opiekuna jest to krępujące...czasami bardziej dla
opiekuna. Przynajmniej tak mi się wydaje. Zobaczyć bliską osobę zależną
całkowicie od kogoś....a np. jeszcze kilka godzin wcześniej dana osoba chodziła
itd. Dlatego też musimy pamiętać o tym, jak ważna jest delikatność w stosunku
do osoby chorej. Nigdy nie wiemy, jak my byśmy się czuli gdybyśmy z minuty na
minutę stali się zależnymi od innych. Jednak też każdy z nas chciałby być
traktowany z godnością i delikatnością. To nie jest łatwe, ale nie jest
niemożliwe.
Fiodor Dostojewski napisał: „Delikatność i godność wypływa z głębi serca, a
nie z lekcji tańca”. Mówi się, że po
śmierci będziemy sądzeni z Miłości. Jedni powiedzą „tylko”, inni „aż”.
Natomiast ja powiem, że skoro delikatność i godność wypływa z głębi serca
to nasze serca musimy formować tylko w jeden sposób. Uczyć się od samego Boga,
który jest Miłością. Jezus Chrystus pokazał nam na czym polega ta miłość, co
należy robić. Ktoś kiedyś powiedział, że : „Im bliżej Boga, tym bliżej
drugiego człowieka” dlatego nie możemy nie wzmacniać naszej relacji z
Bogiem, nie możemy nie czerpać ze źródła czyli z sakramentów, które nam
pozostawił, bo dzięki temu będziemy bardziej otwarci na drugiego człowieka i
zwyczajnie będziemy bliżej ludzi.
Ojciec
Święty w swoim Liście do Chorych, z okazji 25 Międzynarodowego Dnia Chorego,
który przypada 11 lutego 2017 roku napisał: „Chciałbym was wszystkich chorych, cierpiących, lekarzy, pielęgniarki,
członków rodzin, wolontariuszy zachęcić do kontemplowania w Maryi, Uzdrowieniu
Chorych, tej, która zapewnia czułość Boga wobec każdego człowieka i wzór
powierzenia się Jego woli, a także do znajdowania zawsze w wierze karmiącej się
Słowem Bożym i sakramentami mocy, by miłować Boga i braci, również w doświadczeniu
choroby.
Podobnie jak na świętą Bernadetę, spogląda na nas Maryja. Pokorna
dziewczyna z Lourdes opowiadała, że Dziewica, którą nazwała „Piękną Panią”,
spojrzała na nią, tak jak się patrzy na osobę. Te proste słowa opisują pełnię
relacji. Bernadeta uboga, niepiśmienna i chora czuje, że Maryja spogląda na
nią jako na osobę. Piękna Pani mówi do niej z wielkim szacunkiem, bez
politowania. Przypomina to nam, że każdy chory jest i pozostaje istotą ludzką i
musi być traktowany jako taka. Ludzie chorzy, podobnie jak osoby
niepełnosprawne, nawet bardzo poważnie, posiadają swoją niezbywalną godność i
swoją misję w życiu i nigdy nie mogą stawać się jedynie przedmiotami, nawet
jeśli czasami mogą się wydawać jedynie biernymi, choć w rzeczywistości nigdy
tak nie jest.
Bernadeta po pobycie w grocie, dzięki modlitwie przekształciła
swoją kruchość we wsparcie dla innych, dzięki miłości stała się zdolna do
ubogacenia swego bliźniego, a przede wszystkim poświęciła swoje życie dla
zbawienia ludzkości. Fakt, że Piękna Pani poprosiła ją, aby modliła się za
grzeszników przypomina nam, że chorzy, cierpiący noszą w sobie nie tylko
pragnienie uleczenia, ale także przeżywania po chrześcijańsku swego życia,
dochodząc do oddawania go jako autentyczni uczniowie-misjonarze Chrystusa.
Maryja dała Bernadecie powołanie służenia chorym i wezwała ją do tego, by stała
się siostrą miłosierdzia, do misji którą wyraża Ona w stopniu tak wzniosłym, by
stać się wzorem, do którego może się odnieść każdy pracownik służby zdrowia. Prośmy
zatem Niepokalane Poczęcie o łaskę, byśmy umieli zawsze odnosić się do chorego
jak do osoby, która z pewnością potrzebuje pomocy, czasami nawet w rzeczach
najbardziej elementarnych, ale która nosi w sobie swój dar, którym powinna
dzielić się z innymi.”
Słowa
te są bardzo ważne. Wpatrując się w Maryję, czerpiąc ze źródła jakim
są sakramenty, z modlitwy i z umacniania naszej relacji z Bogiem stawajmy się
tymi, którzy patrzą na człowieka chorego, cierpiącego jako na osobę i pomagajmy
odkrywać tym osobom, że nie są bezużyteczne i że posiadają godność, godność
również jako dzieci Boże.
Ktoś
może powiedzieć, że nie ma problemów z pomocą drugiej osobie, zwłaszcza osoba z
niepełnosprawnością, mam to za sobą. Też tak myślałam, do czasu kiedy miałam
pojechać do ks. Tonino. Nagle, nie wiadomo skąd pojawiły się obawy czy sobie
poradzę, bo jestem niepełnosprawna... a jednak. Nie przysporzyło mi to żadnych
problemów, a wróciłam zadowolona, że mogłam być i czuwać przy współbracie ze
wspólnoty. A to są tylko moje odczucia a ciekawe, co by powiedział ksiądz,
gdybym go zapytała jak on się czuje będąc zależnym od wszystkich...(jednak już się tego nie dowiem) z pewnością
nie jest to łatwe w zaakceptowaniu. Dlatego tak ważna jest rola każdego z nas.
Chciałabym
tez przestrzec przed jeszcze jedną bardzo ważną rzeczą. Otóż czasami tak się
skupiamy na naszej relacji z Bogiem, na tym, aby jak najwięcej się modlić, aby
jak najczęściej być w Kaplicy czy w Kościele a zapominamy, że oprócz tego jest
jeszcze coś bardzo ważnego. To uczynki, bo „wiara bez uczynków jest martwa”.
Niejednokrotnie widziałam, że osoby potrafią odłożyć pójście aby komuś pomóc,
bo ważniejsze jest to, że jeszcze nie odmówiła tej modlitwy czy tamtej. Św.
Wincenty a Paolo mówił: „Nie bój się zostawić Boga dla drugiego człowieka”.
Mamy za sobą rok miłosierdzia. A co to jest miłosierdzie? To czynna miłość.
Owszem modlitwy, relacja z Bogiem jest bardzo ważna i nie możemy tego
zaniedbywać, ale jeśli osoba, która jest zależna od innych prosi nas o coś, co
jest w tym momencie dla niej konieczne, nie możemy odpowiedzieć, że zaraz
przyjdziemy bo musimy się pomodlić...oddajemy to Bogu i idziemy. Uwierzcie mi.
Bogu będzie o wiele bardziej miła taka modlitwa – służąc bliźniemu modlimy się,
gdyż w drugim człowieku jest sam Chrystus... niż przepraszam za słowo
„klepanie” kolejnej modlitwy.
Mamy
za co dziękować Panu Bogu i pamiętajmy, że: „spojrzenie
Maryi, Pocieszycielki strapionych, rozświetla oblicze Kościoła w jego
codziennym zaangażowaniu na rzecz potrzebujących i cierpiących. Cenne owoce tej
troski Kościoła dla świata cierpienia i choroby są powodem do dziękczynienia
Panu Jezusowi, który stał się solidarny z nami, będąc posłusznym woli Ojca, aż
do śmierci na krzyżu, aby ludzkość została odkupiona. Solidarność Chrystusa,
Syna Bożego narodzonego z Maryi, jest wyrazem miłosiernej wszechmocy Boga,
która przejawia się w naszym życiu - szczególnie gdy jest ono kruche, zranione,
upokorzone, usunięte na margines, naznaczone cierpieniem – zaszczepiając w nim moc
nadziei, która nas podnosi i wspiera”.
(List do Chorych, Papież Franciszek 2017)
Zakończę
słowami Ojca Świętego, które są modlitwą do Maryi a które niech staną się
również naszą modlitwą, aby przychodziła nam z pomocą w trudnych momentach
naszego życia i prowadziła do Swojego Syna:
„Maryjo, nasza Matko,
która w Chrystusie przygarniasz każdego z nas jako dziecko,
podtrzymuj ufne oczekiwanie naszych serc,
spiesz nam z pomocą w naszych chorobach i cierpieniach,
Prowadź nas do Chrystusa, Twojego Syna a naszego Brata,
i pomóż nam powierzyć się Ojcu, który dokonuje wielkich rzeczy.” (List do Chorych, Papież Franciszek 2017)
która w Chrystusie przygarniasz każdego z nas jako dziecko,
podtrzymuj ufne oczekiwanie naszych serc,
spiesz nam z pomocą w naszych chorobach i cierpieniach,
Prowadź nas do Chrystusa, Twojego Syna a naszego Brata,
i pomóż nam powierzyć się Ojcu, który dokonuje wielkich rzeczy.” (List do Chorych, Papież Franciszek 2017)
*Ten artykuł dedykuję Ks. Antonio Giorgini, który 21 marca 2017 roku odszedł do Pana.
Komentarze
Prześlij komentarz