Ludzie sami komplikują sobie życie

”Ludzie lubią komplikować sobie życie, jakby już samo w sobie nie było wystarczająco skomplikowane.” Carlos Ruiz Zafon     

Włączam TV i co widzę? Kolejna tragedia. Słucham i co słyszę? Tragedia. Czytam w internecie wiadomości i znów tragedia.
Pytanie, które w takich sytuacjach zadaję sama sobie jest następujące: dlaczego sami sobie komplikujemy życie? Dlaczego sami sobie gotujemy ten los? Dlaczego dokonujemy niewłaściwych wyborów? Już bardzo dawno temu Zofia Nałkowska napisała: „Ludzie ludziom zgotowali ten los”.
Co prawda odnosiła to do rzeczywistości wojennej, ale czy te słowa teraz nie mają również znaczenia? Jak już tak się naoglądamy, to najczęściej można usłyszeć: gdzie jest Bóg? Dlaczego pozwala na takie nieszczęścia? Pytanie, które chcę postawić jest inne. Dlaczego widząc takie rzeczy potrafimy się wzruszyć, oburzyć a kiedy naprawdę na naszej drodze staje osoba, która potrzebuje tej pomocy, to już nie nasza sprawa? Osądzamy tę osobę bez chwili zawahania się, bo przecież to, co mówią inni na pewno jest prawdą. A „ pewność zabija na pewno” … Rodzi się chore dziecko, małżeństwo się sypie, depresja, choroba w rodzinie, moja choroba a my mamy doskonałe wytłumaczenie na wszystko i bez zmrużenia oka wszyscy są winni, tylko nie ja. Obwiniamy wszystko i wszystkich za nasz los, a tak naprawdę należy zadać sobie pytanie, a ja, czy czasem problem nie tkwi we mnie? Co to wszystko oznacza dla mnie?
Żyjąc w społeczeństwie, między ludźmi, chcąc nie chcąc możemy spotkać się z wieloma sytuacjami trudnymi, które nie są naszymi osobiście, ale ludzi żyjących obok nas. Jak się zachowamy w danej sytuacji? Pomożemy, czy przejdziemy obojętnie obok, bo to nie mój problem? Ostatnio w ręce wpadają mi różne teksty, które wywołują we mnie z jednej strony złość i gniew, z drugiej strony zadają ból, bo nie potrafię przejść bez emocji, kiedy drugi człowiek cierpi, ale też zastanawiam się, dlaczego niekiedy wybieramy zło i idziemy dalej? Dlaczego jest tyle fałszu i obłudy?  Pomimo, że stoi ktoś obok, który stara się pokazać właściwą drogę, że jest Bóg, który pomaga i stara się pokazywać nam, co dalej?
Może za dużo wymagam? Jednak nie wydaje mi się. Skoro niejeden z nas czuje się panem własnego życia, to takie „panowanie” powinno skłaniać nas do tego, żebyśmy byli odpowiedzialni za własne życie, decyzje, słowa i czyny. To my dokonujemy wyborów! Tylko, że bardzo często jest tak, że łatwo jest mówić, a trudniej czynić, a jak już dojdzie do tragedii, to wtedy wszyscy inni są winni, tylko nie ja. Przecież ja jestem święta/święty, co oni ode mnie chcą, nie mam sobie nic do zarzucenia itd.
Tutaj kłania nam się stanięcie w prawdzie. A czym jest prawda? Dlaczego tak bardzo boimy zmierzyć się z tą prawdą o nas samych?
„Nieprzyjemne prawdy są zawsze lepsze od przyjemnych złudzeń.” J.F. Kennedy
Pamiętajmy, że tak naprawdę sami sobie komplikujemy życie. Nikt za nas tego nie robi. No, chyba, że ktoś jest ubezwłasnowolniony, to wtedy ma wytłumaczenie. Wielu z nas ma rodziny, życia poukładane,  bo dokonali takich wyborów jakiś czas temu, a teraz, dosłownie, nie wiadomo dlaczego, takie życie im nie pasuje, czegoś im brak itd.  Wcześniej było zrozumienie, a teraz go brak. Wszystkie wartości, które były pomocne dotychczas, nie mają racji bytu. Stają się niewygodne, bo chcemy wybrać coś innego… bo ciągnie nas do czegoś innego, tęsknimy za czymś nieosiągalnym. Szukamy tego czegoś, aby zaspokoić swoje egoistyczne pobudki…  Jednak nie zapominajmy o tym, że tak jak jesteśmy odpowiedzialni za własne życie, odpowiadamy również za życie osób, które żyją obok nas.
Zamykając się na dialog z drugą osobą, bardzo często tą najbliższą, która jest tuż obok, zamykamy drzwi na dobro i rozwiązanie problemu a otwieramy się na…. ? No właśnie na co? Bo teraz trudności życia codziennego może nie są jeszcze tak tragiczne i z pewnością można jakoś to poukładać, ale nadejdzie moment, kiedy będzie już za późno i wtedy dojdzie do kolejnej tragedii, ktoś może zostać bez dachu nad głową, ktoś inny może również stracić coś cenniejszego bo zachoruje? Obyśmy się nie obudzili zbyt późno. Może teraz jest czas na to, aby obudzić się z tego letargu? Czy warto dla odrobiny przyjemności stawiać na szali wszystko, co wartościowe? Czy jesteśmy tylko biorcami? Egoistami? Chcemy coś dla siebie, ale dawać od siebie, to nie za bardzo. Kto zostawiłby wszystko dla drugiej osoby, aby jej pomóc, aby poświęcić wszystko, kiedy ona tego potrzebuje? Stawiam te pytania, bo widzę co się dzieje w dzisiejszym świecie, w naszym kraju, w naszym mieście. Każdy ocenia, osądza-jeszcze nie zdążyło się pomyśleć a już wszyscy wszystko wiedzą i oczywiście mają rację. Nikt jednak nie zatrzyma się w swoim osądzie i nie zastanowi się nad tym, czy tak naprawdę w ten sposób nie rani drugiego a jeśli publicznie wyraża swoje opinie o danej sytuacji, to czasem nie krzywdzi dobra drugiego człowieka?
Jeśli nie potrafimy zatrzymać się i osądzać bez wahania, to pytam: jakim prawem? Kim Ty jesteś? Sam Pan Jezus powiedział: „Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamień” i gdzie byli ci, co chcieli ukamienować jawnogrzesznicę? W takim razie, czy my jesteśmy lepsi od tamtych?
To nie jest łatwe. Powiedziałabym, że wręcz bardzo trudne, ale nie niemożliwe.
Poprzez te moje przemyślenia chciałabym zachęcić Was do zastanowienia się nad tym, kim jesteśmy? Jakimi kierujemy się wartościami w życiu? Czy jesteśmy naprawdę bez winy, skoro osądzamy drugiego? Czy potrafimy autentycznie i bezwarunkowo pomóc, w zamian nie oczekując niczego?
Przede wszystkim zależy mi na tym, abyśmy zakończyli żyć nie swoim życiem, abyśmy przestali cucić się każdego dnia plotkami, chorymi domysłami i zaczęli bardziej zwracać uwagę na to, jakimi ludźmi jesteśmy. Chyba, że potrafimy bez zmrużenia oka podać dłoń drugiemu człowiekowi, zwłaszcza temu potrzebującymi i nie boimy się opinii innych, bo „co inni powiedzą”. To akurat jest najmniej ważne, bo:
„Zbyt często życie ludzkie rozpoczyna się i kończy pozbawione radości i pozbawione nadziei”.
Na zakończenie zacytuję również naszego Wielkiego Rodaka Świętego Jana Pawła II, który pokazuje jasną drogę, jak należy prawdziwie kochać drugiego człowieka, aby nie zakończył swojego życia w beznadziei:
„Miłość, która jest gotowa nawet oddać życie, nie zginie”.
Czy my potrafimy tak kochać? Czy oddalibyśmy życie za drugiego człowieka, kiedy tylko w ten sposób moglibyśmy uratować jemu życie? Czy poświęcilibyśmy wszystko dla tej drugiej osoby? Dla rodziny pewnie tak…, ale czy dla kogoś z poza rodziny?
Pytanie te są bardzo ważne, bo tak naprawdę dotykają najważniejszych wartości w naszym życiu a bardzo często potrafimy się pogubić i nie udaje nam się odnaleźć drogi powrotnej na właściwy szlak w naszej życiowej wędrówce .






 




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pamiętnik chorej dziewczynki

Mądrość życiowa osób starszych

Dobry humor i wygodne buty

Jak otwarte okno...

Święto radości już za nami