Moje spotkanie z Papieżem Franciszkiem - to już 5 lat.


26.06.2013 rok - czyli już 5 lat temu, po raz pierwszy miałam okazję osobiście spotkać się z Papieżem Franciszkiem. A to moje krótkie świadectwo o drugim spotkaniu, równie szczególnym. Pamiętam oba, jakby to było wczoraj :) 
Z wielką radością przyjęłam propozycję udania się na Eucharystię w święto Najświętszego Serca Pana Jezusa, którą na zakończenie Jubileuszu Kapłańskiego na Placu Św. Piotra odprawił Papież Franciszek. Idąc wiedziałam, że poprzez moje uczestnictwo w tej Mszy Św., pragnę podziękować Bogu za wszystkich kapłanów, którzy pojawili się w moim życiu a także za tych, którzy jeszcze się pojawią, a których jeszcze nie znam. Jakże moja radość była wielka, kiedy udało mi się być bardzo blisko tzn., u stóp Ołtarza. (oczywiście byłam na wózku, bo innej opcji nie było – gdyż fizycznie bym nie dała rady).
Szczerze mówiąc pierwszy raz byłam na Mszy Św. z Ojcem Św. i już wiem, że nie zapomnę tego do końca życia. Za moimi plecami była rzeka kapłanów…Media podają, że było ich 6 tys. Coś pięknego. Niesamowite wrażenie.
Homilia Ojca Świętego była podsumowaniem Jubileuszu, ale też była nakierunkowana na Serce Jezusa i Serce Kapłana. Od siebie dodałabym, że każdy w tym kazaniu znalazłby coś dla siebie.
Słowa Papieża Franciszka: „Serce Dobrego Pasterza jest nie tylko sercem, które lituje się nad nami, ale jest samym miłosierdziem. Tam jaśnieje miłość Ojca; tam jestem pewien, że jestem akceptowany i zrozumiany takim, jakim jestem. Tam ze wszystkimi moimi ograniczeniami i grzechami zasmakowuję pewności, że jestem wybranym i umiłowanym. Patrząc na to Serce odnawiam pierwszą miłość: pamięć, o tym, kiedy Pan dotknął mojej duszy i wezwał mnie, bym poszedł za Nim, radość zarzucenia sieci życia na Jego Słowo (por. Łk 5,5).
Serce Dobrego Pasterza mówi nam, że Jego miłość nie ma granic, nigdy nie słabnie i nigdy się nie poddaje. Tu widzimy jego ciągłe dawanie siebie, bez ograniczeń; tu znajdujemy źródło miłości wiernej i łagodnej, która pozostawia wolnymi i czyni wolnymi; tam za każdym razem odkrywamy, że Jezus nas kocha "aż do końca" (J 13,1), na zatrzymuje się wcześniej, aż do końca, nigdy się nie narzucając.

Serce Dobrego Pasterza wychyla się ku nam "skoncentrowane" zwłaszcza na tych, którzy są najdalej. Tam uporczywie wskazuje igła Jego kompasu, tam ujawnia słabość miłości partykularnej, ponieważ pragnie dotrzeć do wszystkich i nikogo nie utracić.”
Pomyślałam sobie, że moje życie jest wypełnione takimi znakami Bożego Miłosierdzia. Przecież Pan powołał mnie, osobę z niepełnosprawnością, która dla świata może znaczyć niewiele a dla Niego jestem drogocenną perłą, Ukochaną Córką, Oblubienicą. To On dał mi życie, to On pokazuje mi jak bardzo mnie kocha, zwłaszcza wtedy, kiedy niczym Córka Marnotrawna pojawiam się u kratek konfesjonału. Nigdy się na mnie nie złości, nawet jeśli miałby ku temu powód. Jego Miłość dotyka mnie do głębi, przemienia moje serce aby stawało się coraz bardziej sercem Jezusowym. Każdego dnia jest przy mnie, nawet jeśli ja czasami schodzę na manowce, to właśnie Bóg jak Dobry Pasterz idzie mnie szukać i przyprowadza z powrotem. Jak dzięki takim doświadczeniom miłości Boga do mnie, nie odpowiedzieć moją małą miłością?
Słuchając słów Papieża przeszło mi przez myśl, że przyjechałam do Rzymu, zacząć kolejny etap w życiu i fajnie by było, gdyby po Mszy Św. Ojciec Święty podszedł i udzielił mi Błogosławieństwa. Taka luźna myśl.
Pan Bóg nas kocha i dlatego słucha, a że nas też czasami rozpieszcza – jak rodzice rozpieszczają swoje dzieci -  to jak ja to mówię: „Mówisz i masz”.
Eucharystia się zakończyła a nam powiedziano, że nie możemy opuścić Placu ponieważ Papież Franciszek podejdzie do nas. Jak żywy stanął mi przed oczyma obraz z przed 3 lat, kiedy to 26 czerwca 2013 roku, dane mi było po raz pierwszy otrzymać Błogosławieństwo od Papieża, jak i chwilę z nim porozmawiać. Wtedy też nawet przez myśl mi nie przeszło, że dostąpię takiej łaski.
Czekaliśmy cierpliwie i nadszedł ten moment, w którym Ojciec Święty podchodził od osoby, do osoby, bez pośpiechu i udzielał swojego Błogosławieństwa.
Przede mną była dziewczyna na wózku z porażeniem mózgowym. Piękne było to, że Papież naprawdę jej słuchał, odpowiadał i na koniec poprosił: „Módl się za mnie. Proszę”.
Byłam tak przejęta tą sytuacją, że tym razem nie powiedziałam nic. Po prostu. Popatrzyłam w Jego niezgłębione oczy – roześmiane i pełne miłości -  i poprosiłam o Błogosławieństwo. Cały czas trzymał mnie za rękę a drugą udzielił Błogosławieństwa. Zanim odszedł wziął moją twarz w obie ręce i …. No właśnie. To coś niesamowitego. Pamiętam tylko ten Jego przepełniony miłością wzrok a następnie poczułam, Jego pocałunek na moim czole. Pocałunek pełen ciepła. Dosłownie - pocałunek Miłosiernego Taty.
Pan Bóg dał mi wielką łaskę. Spełnił moje pragnienie pomyślane w czasie kazania. Dał mi swoje Błogosławieństwo na ten kolejny rozdział w moim życiu. Tak naprawdę to są tylko słowa, które nie odzwierciedlają tego, co czuję wewnątrz. Jednak chciałam się tym z Wami podzielić, bo jak powiedział Ojciec Święty w homilii do kapłanów: Radość Jezusa Dobrego Pasterza nie jest radością dla siebie, ale jest radością dla innych i z innymi, prawdziwą radością miłości”. Chciałabym aby każdy/ każda z Was doświadczyła takiej właśnie radości i bezinteresownej Miłości Boga.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pamiętnik chorej dziewczynki

Mądrość życiowa osób starszych

Dobry humor i wygodne buty

Jak otwarte okno...

Święto radości już za nami